poniedziałek, 24 września 2018

Kot jako poczucie winy - „The Black Cat”, Edgar Allan Poe. Recenzja

Okładka książki: https://i.ebayimg.com/images/g/h-gAAOSwNOJan--m/s-l300.jpg
The Black Cat” to jedno z najsłynniejszych opowiadań Poe'go, autora szeroko znanego w Stanach Zjednoczonych, skąd pisarz pochodził, a zdecydowanie mniej rozpoznawalnego w Polsce. Mimo że jestem miłośnikiem tego pisarza i poety, to z pewnej przyczyny nieznane są mi niektóre z jego głośniejszych tytułów - Poe'go polubiłam prawdopodobnie od pierwszego napisanego przez niego zdania, na jakie udało mi się natknąć... Niepotrzebna mi w tym przypadku była znajomość całego kanonu, aby wiedzieć, że się w jego twórczości dobrze odnajduję, bo z niektórymi twórcamii szczególny rodzaj więzi wyczuwa się od razu.

Podobnie jak od razu spodobała mi się twórczość Poe'go, od razu spodobało mi się opowiadanie „The Black Cat” - bo narrator przypomniał mi szaleńca z ulubionego „The tell-tale heart(Serce - oskarżycielem).

„For the most wild yet most homely narrative which I am about to pen, I neither expect nor solicit belief. Mad indeed would I be to expect it, in a case where my very senses reject their own evidence. Yet, mad am I not—and very surely do I not dream.

Dla porównania wspomniane „The Tell Tale Heart”: 

,,True! -- nervous --very, very dreadfully nervous I had been and am; But why will you say that I am mad? The disease had sharpened my senses --not destoyed-- not dulled them. Above all was the sense of heraing acute. I heard all things in the heaven and in the earth."

Po dalszym zapoznaniu się z opowiadaniem można zauważyć, że ma ono ze wspomnianym ,,Sercem - oskarżycielem" więcej wspólnego, niż tylko rozpoczęcie. Przede wszystkim oba utwory dotyczą poczucia winy - jego symbolem jest dla bohatera ,,The Black Cat" właśnie czarny kot, będący dla mężczyzny uosobieniem wyrządzonego przez niego zła, prześladującą go istotą.

Narratorem opowiadania jest mężczyzna, o którym tak naprawdę zbyt wiele nie wiemy. Poznajemy go jako miłośnika zwierząt, szczęśliwego małżonka, a zmiany w jego psychice przedstawione są czytelnikowi poprzez pryzmat jego zbrodni.

Czytanie Poe'go nie jest proste dla nikogo, kto nie ma wprawy w rozumieniu tekstów angielskich z dziewiętnastego wieku - me included. Jednak jeśli chcemy zdobyć dowolność w wybieraniu tekstów literackich w języku obcym, to warto trochę czasu poświęcić gimnastykowaniu umysłu, a opowiadania są do tego dobrą podkładką. Nie musimy się obawiać klątwy odłożenia książki niedoczytanej, 'bo była za trudna', bo opowiadanie jest formą niedługą, której nie poświęcimy kilku dni, a poza tym zawsze możemy, np. na Wolnych Lekturach, sprawdzić polskie tłumaczenie, i wyjaśnić zdania o zagadkowych, niedzisiejszych konstrukcjach.
Zachęcam do sięgnięcia po Poe'go po angielsku, bo warto mieć kontakt z czymś tak kunsztownym... Już któreś spotkanie z kolei mam z tym pisarzem tak, że po kilku pierwszych zdaniach nie mogę się powstrzymać od czytania na głos, tak aby móc się w pełni napawać dźwięcznością tekstu.
Niemniej jednak, dla nieczujących się w tym języku dobrze nie jest to nic straconego, bo tłumaczeniem na polski Poe'go zajmowali się najczęściej wybitni literaci, co widać, i słychać, i czuć.

„The Black Cat” to jak na Poe'go dzieło bardzo przystępne, będące obrazem ludzkiej tragedii, która może nam się w pewnych aspektach wydawać nierealna, a jednocześnie nie ma tu elementów fantastycznych. Opowiadanie nazywane w czasach swojego powstania wulgarnym, które stało się elementem rozpoznawczym jednego z wybitniejszych twórców grozy. Dzieje mężczyzny, który przez alkohol zaczął odczuwać silną potrzebę wyrządzania zła...



Edgar Allan Poe (1809-1849) - przedstawiciel romantyzmu literatury amerykańskiej. Zapoczątkował gatunek noweli kryminalnej. Jako twórca inspirował m.in. Dostojewskiego. Pierwszy dobrze znany Amerykanin, który próbował żyć samym pisaniem. Życie prywatne tego mężczyzny często naznaczone było cierpieniem. Do dzisiaj spekuluje się nad powodami tragicznej śmierci pisarza.

poniedziałek, 10 września 2018

Kiedy ludzie są podzieleni... - „Mendel Gdański”, Maria Konopnicka. Recenzja

Maria Konopnicka napisała „Mendel Gdański” prawdopodobnie za namową Elizy Orzeszkowej i jej listu, w którym prosiła Konopnicką o odwołanie się do kwestii antysemityzmu.

„Od wczoraj jakiś niepokój panuje w uliczce.”... Tymi słowami rozpoczyna się  nowela Konopnickiej, w której rzeczywiście kryją się pokłady niepokoju.
Jest to niepokój tytułowego Mendla o utratę godności, na którą pracował długie lata swojego życia.
Niepokój dziecka odnośnie traktowania go z nienawiścią.
Niepokój sąsiadów o dobro drugiego człowieka.
Niepokój całego Gdańska, w którym niepotrzebnie skłóceni ze sobą ludzie żywili względem siebie zatrute uczucia.

Mendel Gdański to człowiek, który czuje się mieszkańcem Polski, i którego niechęć Polaków wobec żydów dotyka przede wszystkim mentalnie. Chciałby się czuć dobrze w mieście, które kocha, jednak nie śmiałby nazwać swoich uczuć w ten sposób - byłoby to zbyt daleko idące. Mendlowi wystarcza atmosfera codzienności, czyli oprawianie książek, odwiedzający go ludzie bez nieprzychylnego nastawienia, wychowywanie chłopca. Kiedy naprzeciw tego wychodzi do Mendla nietolerancja, mężczyzna nie daje się zgnębić. Mądrze argumentuje, dlaczego nie ma powodów do strachu, jednak jakie ma szanse mądrość w pojedynku z gnębicielami?

„-Nu, za co oni mają wszystkich żydów bić?
 -A za cóż by?[...] Za to, że żydy!”

Nowela przedstawia stosunek Polaków do żydów w XIX wieku, jednak według mnie nie można na jej podstawie analizować stosunków polsko-żydowskich, ponieważ ta forma jest po prostu za krótka, aby można było w niej dokładnie ukazać przyczyny podziału ludzi i ich różne stanowiska.

„Mendel Gdański” to historia o tym, jak wszelka logika nie ma szans w zderzeniu z za daleko posuniętą niechęcią.

„Na co un obcy ma być, na co ma obcym się robić, kiedy un i tak swój? Pan dobrodziej myśli, co jak tu deszcz pada, to un żyda nie moczy, bo żyd obcy? Albo może pan dobrodziej myśli, co jak tu wiatr wieje, to un pisakiem nie sypie w oczy temu żydowi, bo żyd obcy? Albo może pan dobrodziej myśli, że jak ta cegła z dachu leci, to una żyda ominie, bo un obcy?[...] Nu, a jak noc jest na miasto, to una i na żydów jest, to i na żydów wtedy nie ma słońce!”


Maria Konopnicka była polską poetką, nowelistką, krytykiem literackim, publicystką i tłumaczką. Jej nowela „Mendel Gdański” pierwszy raz opublikowana została na łamach czasopisma „Przegląd Literacki” w 1890 roku. z okazji 25-lecia pracy literackiej otrzymała od społeczeństwa dworek w Żarnowcu. Przyjaźniła się z pisarką Elizą Orzeszkową. 

czwartek, 6 września 2018

Podsumowanie Letnie z Pistacją

Na wakacyjne miesiące od strony czytelniczej złożyły się dla mnie dobre, jednak bardzo różniące się od siebie książki. Były okresy upałów, ale także deszczu, były książki dobre i takie, które długo się pamięta. 

Oto krótkie przypomnienie książek recenzowanych w lipcu i sierpniu: 

Książki najbardziej poruszające:

Norwegian Wood, która mówi o tożsamości japońskich nastolatków, kiedy w ich świat coraz bardziej wkraczała kultura Zachodu. Dobra książka, która niestety w którymś momencie się kończy.

Ścieżki północy, czyli dzieje jeńców podczas niewolniczej pracy w Birmie. Dobrze opracowane tematy miłości, wojny, śmierci i sprawiedliwości.
Pragnienie i przedstawiona w nim historia małej Aborygenki - wszystko oparte na prawdziwej historii. Smutno czytać.



Książki z makabrą w tle

Straszący na pewno okazał się komiks Sandman. Zabawa w ciebie, część I.



Książki przeczytane po angielsku

Northern Lights to z pewnością książka nie tylko dla młodzieży, w dodatku ten klimat - śnieg, mróz, niedźwiedzie, gonienie za ukrytym światem...



Książki, w których wystąpiły zwierzęta

Prześmieszny Triumf owiec - świat widziany oczami kłębiastych kulek naprawdę zaskakuje.

Northern Lights ze swoją niezwykłą armią, wcale nie składającą się z ludzi.






Książka, którą najciężej się czytało

Sto lat samotności - stosunkowo ciężko, choć na pewno warto. Powieść dziwna, z wojną w tle, kolumbijski klasyk, w którym wielu czytelników się zakochało. Mam jednak wrażenie, że ten autor nabierze dla mnie więcej głębi dopiero przy drugim spotkaniu, a czekająca na mnie Miłość w czasach zarazy okaże się czarująca.


                                          Książki wstrząsające


Znowu Ścieżki północy, ponieważ naprawdę trudno się czyta o chorobach ludzi, które w dodatku łatwo by było ominąć, gdyby utrzymywano higienę - jednak dla kogo ma znaczenie śmierć człowieka stojącego po wrogiej stronie barykady?

Pragnienie przedstawiające losy młodej Aborygenki w rękach kolonialistów, w dodatku historia oparta na faktach.

Polska odwraca oczy. To było czytanie o sprawach, w które ciężko uwierzyć.


                                       Książki z najciekawszymi postaciami

Sandman. Preludia i Nokturny - bardzo spodobała mi się postać Sandmana; z pozoru groźną istotę, zajmującą się snem, czyli czymś będącym kwestią wielu tajemnic, odmalowano jako osobę wrażliwą.

Norwegian Wood, za przedstawione indywidualności.

Według mnie najlepsza z recenzowanych książek

Nie jest to dla mnie wybór oczywisty, ale też nie wielkie zaskoczenie: Ścieżki północy.






W sierpniu ukazał się również post dotyczący ekranizacji tekstów, skupiający się na ekranizacji opowiadania Gaimana Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach.

Dzisiejsze zdjęcie postu sponsorowała kocica Pistacja.

poniedziałek, 3 września 2018

Tajemnice życia w metaforze zwanej tańcem - „Tańcz, tańcz, tańcz”, Haruki Murakami. Recenzja

„Ktoś nade mną płakał. Ktoś płakał nad tym, nad czym ja nie mogłem płakać.”

Powieść „Tańcz, tańcz, tańcz” jest kontynuacją powieści „Przygoda z owcą”, jednak ja, jak zwykle nękana przez klątwę nieczytania książek po kolei, najpierw przeczytałam tę. Nie zrobiło to żadnej różnicy, a jednak warto wiedzieć, że nie jest to książka istniejąca kompletnie samoistnie.
Murakami napisał ją po „Norwegian Wood”, książce, dzięki której stał się popularny, i która odbiegała od zwykłej twórczości autora - nie była utrzymana w realizmie magicznym. Mimo że w „Tańcz, tańcz, tańcz” mamy już elementy nierzeczywiste, to w przeważającej części, podobnie jak w książce ją poprzedzającej, jest pełno sentymentalizmu, rozważań, kwestii dorosłości. Jednak trochę się to przedstawienie dorosłości od tego w „Norwegian Wood” różni, bo tam czytaliśmy o życiu studenta, a tu mamy trzydziestoczteroletniego mężczyznę.

Bezimienny bohater czuje się zagubiony, jest trochę tajemniczy, nie znamy nie tylko jego imienia, ale również o jego przeszłości dostajemy szczątkowe informacje. Toleruje swoją pracę, polegającą na pisaniu wszystkich artykułów, których nikt inny nie chce pisać, i nazywa ją kulturalnym odśnieżaniem - jest to coś potrzebnego, ale nieciekawego. W dodatku życie mężczyzny przypomina hotel: ludzie do niego wchodzą, żeby zaraz wyjść i nie wrócić. Jedynie on pozostaje w jednym miejscu. Nieraz zastanawia się nad systemami rządzącymi światem, kapitalizmem, i dostrzega, że jest 'nie na czasie'.
Postać samotna, sama chodząca do kina i z dokładnością przyrządzająca jedzenie, które zje w swoim własnym towarzystwie. Jaki jest w takim bohaterze potencjał? O rany.


„To już nie są czasy takich czy innych systemów myślenia. Dawniej takie rzeczy miały wartość, ale teraz już nie. Wszystko można kupić za pieniądze. Nawet sposób myślenia. Można kupić odpowiedni i podłączyć się do niego. To proste. Gotowe do użytku. Wystarczy połączyć A i B. Kiedy człowiek za bardzo się przejmuje systemami, zostaje w tyle. Przestaje być elastyczny i zaczyna przeszkadzać innym.”

Taki bohater z pewnością nadaje się dla wolnego tempa, jakie ma ta książka. W tej historii się ono sprawdza, jest przemyślanym elementem, który jednak czyni powieść cięższą, niż się z pozoru być wydaje. Dlatego mimo, że akcja idzie gładko i bez potknięć, to czasem nie od razu jesteśmy w stanie się w to życie bohatera wciągnąć - tak przynajmniej było ze mną.
Mam też wrażenie, że właśnie przez to tak wiele osób po przeczytaniu „Tańcz, tańcz, tańcz” zaznacza, jak niełatwo jest o tej powieści coś powiedzieć. Zwyczajnie ciężko ją złożyć w jedno. Jest rozlazła jak gęsty płyn, który rozlał się nam na podłogę. Jak sprzątnąć z podłogi tę ciecz? Jak napisać taką recenzję? Można to i tak ująć.

Po raz kolejny rzeczą, którą trzeba u Murakamiego docenić, jest obecność muzyki -jak dla mnie zastanawiająca; bohater tyle o niej wie, a nie widzimy ku tak dobrej jej znajomości przyczyny, powodu, dla którego on by taką wiedzę posiadał. Może patrząc na tytuł nie powinniśmy się dziwić - w końcu do czego się tańczy, jak nie do muzyki? Ciekawe dlaczego?
Niezależnie jednak od tego, dlaczego tak właściwie w tej powieści pada tyle nazw utworów i zespołów, czyni to ją wartą polecenia komuś, kto chciałby poszerzać muzyczne horyzonty lub po prostu mu się taki element podoba.

To było o tej treściwej stronie książki. Tę abstrakcyjną trudniej opisać. Mamy tu postacie z pogranicza fantazji i takie też miejsca, a wszystko toczy się dookoła głównego bohatera, który w swoim przewróconym do góry nogami życiu próbuje odnaleźć odpowiednią ścieżkę. Świat rzeczywisty i ten z pogranicza snów mu w tym pomagają, jednak żeby mężczyzna mógł się znowu 'połączyć', muszą go w międzyczasie spotykać różne nieprzyjemności. Pojawiają się też w jego życiu ludzie nowi, dziwni, tajemniczy, będący kluczami do niektórych pytań. To idiotyzm.
Zastanawiam się, czy po przeczytaniu tej powieści ktokolwiek czuje, że może powiedzieć „chodziło tu o to i o to”. Ja raczej nie do końca tę metaforyczną fabułę rozumiem, ale jednocześnie mam wrażenie, że autor w ten właśnie sposób chciał nam przekazać coś ważnego, ale ulotnego, nie dającego się zamknąć w definicji, ale nam potrzebnego.

Wyglądasz bardzo zdrowo. Opalenizna jest czarująca. Wyglądasz jak duch café au lait. Ładnie byś wyglądała z jakimiś fantazyjnymi skrzydełkami na plecach i łyżeczką na ramieniu. Duch café au lait. Gdybyś została stronniczką café au lait, nie dorównałyby wam mocca, brazylijska, kolumbijska i Kilimandżaro razem wzięte. Na całym świecie ludzie piliby café au lait. Świat byłby zauroczony café au lait. Twoja opalenizna jest tak czarująca."

Wyrażenia: 'O rany', 'Ciekawe dlaczego?', 'Można to i tak ująć' i 'To idiotyzm', pojawiły się w recenzji w nawiązaniu do stylu powieści, który ma własną specyfikę, a objawia się ona między innymi w ciągłym powtarzaniu tych zdań.
  

 Haruki Murakami to japoński pisarz, eseista, i tłumacz amerykańskiej literatury. Zanim został pisarzem, prowadził jazzowy klub w Tokio. Impulsem do napisania książki był dla niego mecz bejsbolowy. Pierwszą napisał w wieku 30 lat na kuchennym stole, po pracy w barze. Kiedy ,,Słuchaj pieśni wiatru" wygrało pierwsze miejsce w literackim konkursie, Haruki zajął się pisaniem na poważnie. Regularnie bierze udział w maratonach. Według The Paris Review, Murakami uważa pisanie i muzykę za wewnętrzną podróż. Pragnął zostać muzykiem, jednak nie potrafił grać na żadnym z instrumentów, i jak można się domyślić, stanowiło to pewną przeszkodę.



Książka wydana w 1988, w Polsce ukazała się w roku 2005, za pośrednictwem wydawnictwa Muza. Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott. Liczba stron: 530.