poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Kiedy straszą cię podwójne metafory - "Śmierć Komandora. Metafora się zmienia", Haruki Murakami. Recenzja

za zamkniętymi okładkami recenzje książek

Pierwszy tom powieści "Śmierć Komandora" był pełen malarskiej codzienności, rozwijała się w nim atmosfera tajemnicy, liczne myśli zdawały się biec ze sobą równolegle i czytelnik myślał, że w końcu zbiegną się w pięknej kulminacji. Tylko okazuje się że... Nic z tych rzeczy.

Tom "Metafora się zmienia" czyta się równie miło, co tom pierwszy. Czytelnicy kończyli go z poczuciem, że potrzebują poznać odpowiedzi na gromadzące się w wielkich ilościach tajemnice. We mnie dominowała też niechęć do rozstawania się z dobrze stworzonym bohaterami - choć przyznajmy, nieśmiała nastolatka, która bez skrępowania mówi obcemu o rozmiarze swoich piersi, to jak na nasze europejskie standardy trochę dużo. Ale to właśnie bohaterowie z pierwszego tomu są jedynym elementem, którego się spodziewacie, i który otrzymacie. Reszty nie sposób się spodziewać, bo 'reszta' przepełniona jest fantastycznym niewiadomo czym.

"Mimo że kogoś tu zabijają i jest dużo krwi, obraz nie przygnębia patrzącego  Próbuje mnie przenieść w jakieś inne miejsce. Takie, w którym są inne kryteria tego, co słuszne, a co niesłuszne."

Żyję w przeświadczeniu, że z jakiejkolwiek książki tego pisarza będę zadowolona. Odpowiada mi sposób, w jaki myśli. Może mi się jednak jego praca podobać mniej lub bardziej. Przy "Śmierci Komandora" miałam wątpliwości, jak podejść do przedstawionej w niej historii. Wszystko przez to, że zamiast ładnie poprowadzić akcję, tak aby doprowadziła do rozwiązującego wszystko punktu, autor postanawia niczego nie rozwiązywać. Przekaz jest dosyć jasny, jest skutkiem chęci pokazania, że nie wszystko w prawdziwym życiu kończy się tak, jak przedstawiają to wykreowane przez człowieka opowieści. Dla zakończenia, z którego płyną takie wnioski, możnaby odżałować brak spektakularnego punktu kulminacyjnego. Ale ciężko jest mi przełknąć to, że taki koniec w tej książce wydarzył się jakby z przypadku. Słowa bohaterów sugerują jedno, akcja mówi inaczej, zakończenie wszystkiemu przeczy. Z książki robi się miska z sałatką, do której wrzuciło się wszystko.
Może nie powinniśmy się złościć? Elementy tej powieści to prawdziwe perełki, nawet jeśli nie zostały splecione w naszyjnik, który mogłaby nosić królowa Elżbieta.

Patrząc na te moje zażalenia, pewnie można pomyśleć, że powinnam być w jakiś sposób zawiedziona. Ale to tak naprawdę są wszytko zażalenia pozorne. Ten tom, jak i poprzedni, bardzo miło wspominam, jest w nich wiele wartościowych treści. Po prostu nie zawierają w sobie tego, co większość książek uznawanych za dobre posiada. Ja jednak i tak tęsknię za tym światem, który stworzył Murakami. Światem będącym częścią rzeczywistości, a mimo wszystko innym. "Śmierć Komandora" to świetna historia, jednak jej mocniejszymi punktami są bohaterowie i sposób przedstawiania rzeczywistości przez Murakamiego, a nie poprowadzenie fabuły.


"Zupełnie jakbym słuchał opowieści o pięknych kanałach na Marsie. Marsjanie pływają po nich długimi wąskimi łodziami o zaostrzonych dziobach, wymachując złotymi wiosłami. Palą przy tym miodowe papierosy wkładając je do uszu. Od samego słuchania robi się człowiekowi cieplej na sercu... "



Haruki Murakami to japoński pisarz, eseista, i tłumacz amerykańskiej literatury. Zanim został pisarzem, prowadził jazzowy klub w Tokio. Impulsem do napisania książki był dla niego mecz bejsbolowy. Pierwszą napisał w wieku 30 lat na kuchennym stole, po pracy w barze. Kiedy ,,Słuchaj pieśni wiatru" wygrało pierwsze miejsce w literackim konkursie, Haruki zajął się pisaniem na poważnie. Regularnie bierze udział w maratonach. Według The Paris Review, Murakami uważa pisanie i muzykę za wewnętrzną podróż. Pragnął zostać muzykiem, jednak nie potrafił grać na żadnym z instrumentów, i jak można się domyślić, stanowiło to pewną przeszkodę.