poniedziałek, 30 lipca 2018

Rodowód pełen magicznego temperamentu - ,,Sto lat samotności", Gabriel García Márquez. Recenzja

Istnieją na tym świecie książki dobre i genialne, oraz rodziny dziwne i dziwniejsze. ,,Sto lat samotności" to książka genialna, o najdziwniejszej z rodzin.

Przez złożoność tej powieści, postrzegam ją w dwóch wymiarach: w pierwszym jest to charyzmatyczna saga rodzinna zamknięta w świecie magii i klimatu Ameryki Południowej, w drugim mamy mroczne relacje rodzinne przepełnione kazirodczymi związkami i wylewającą się z książki samotność. Recenzję o dziejach rodu Buendia, obejmującą sześć pokoleń, zacznę od wymiaru optymistycznego, bo i od niego rozpoczy się ,,Sto lat samotności".

Gabriel Garcia Marquez przenosi nas do świata mieszkańców Macondo, którzy zainteresowani są wynalazkami - magnesem, teleskopem, lupą. Pierwszy mężczyzna z rodu Buendia, jakiego poznaje czytelnik, czyli Jose Arcadio Buendia, nieumiejętnie próbuje wykorzystać te przedmioty przy znajdowaniu złota i przeciwko wojsku nieprzyjaciela. Nie obywa się bez uszczerbku na zdrowiu i zadraśnięciu domowego budżetu. Jednak kiedy przez kolejne miesiące Jose Arcadio Buendia wznawia próby dowiedzenia czegoś wielkiego, zajmują go astrolabium, kompas i sekstans. Fascynacja tymi wynalazkami, dopiero co przybyłymi do oddalonego od wszystkiego Macondo, prowadzi go do przełomowego odkrycia :

,,Ziemia jest okrągła jak pomarańcza."

Na takie rewelacje cała osada reaguje wyzwaniem Josego Arcadia Buendii od szaleńców.
Jednak jeden człowiek dostrzega inteligencję mężczyzny, i powierza mu laboratorium alchemiczne. Kolejny niewypał i zmarnowane zasoby.
Wynalazki doprowadzają Josego Arcadia Buendię do niepowodzeń; mimo to dzięki wytrwałości i śmiałości badacza, udaje mu się stworzyć coś innego - dobrze prosperujące i szczęśliwe miasto. Macondo staje się miejscem samowystarczalnym, a jego tradycje nawiązują do zwyczajów rodzimego miasta pisarza.

Obraz miasta składa się na fundamenty tej powieści, jest jej tłem. Macondo wraz z rozwojem akcji zmienia się, jakby było odzwierciedleniem stanu psychicznego bohaterów w danym momencie. To właśnie tam jest centrum dziejów rodziny opisanej na kartach powieści Garcii Marqueza.

Mieszkańcy Macondo znajdą rozwiązanie na każdą zmorę. Kiedy osadę nawiedza plaga bezsenności, skutkująca utratą pamięci, ludzie zaczynają nalepiać kartki na wszystko składające się na ich codzienność, dlatego krowa ma na sobie informację:

,,To jest krowa, trzeba ją doić co rano, żeby dawała mleko, a mleko trzeba zagotować, potem zmieszać z kawą i zrobić kawę z mlekiem."

Kiedy zapomniane staje się też pismo, do Macondo przychodzi ktoś z zewnątrz i ratuje sytuację. Czasem to przepowiednia widziana w upadłym ze stołu garnku ratuje sytuację. Zawsze coś odwiedzie mieszkańców od zniszczenia. Przynajmniej do czasu.

Ważnym elementem tej książki jest historia Kolubmii. Wraz z wyniknięciem wojny domowej pod koniec XIX wieku, na Macondo spadają pierwsze poważne tragedie. W kraju ma miejsce konflikt Konserwatystów z Liberałami, na wskutek którego Liberałowie pragną wojny. Ma to wpływ nawet na oddaloną od wszystkiego osadę Macondo. Wśród zgodnych, żyjących bez politycznej namiętności ludzi, pojawia się jeden człowiek-podpałka, który przekonuje młode osoby do nienawiści wobec Konserwatystów. Kiedy syn Josego Arcadia Buendii staje się jedną z ważniejszych osobistości trwającego konfliktu, decyduje to również o przyszłym losie miasta; natomiast w czasach późniejszych, kiedy ,, Wielu [żołnierzy] nie wiedziało wcale, o co walczy", wojenne widmo w dalszym ciągu wisiało nad rodziną Buendich.

,,Nie rozumiał , że można potrzebować tylu słów na wytłumaczenie tego, co się czuje na wojnie, kiedy wystarczy tylko jedno: strach."

W książce ukazane są też odwieczne zjawiska wojnie towarzyszące. Niektórzy wraz ze zmianą siły przewodzącej, podporządkowują swoje opinie mającym większe wpływy - tak jest z adwokatami w czarnych ubraniach, broniących tych u władzy, a zaraz stających po stronie wygrywających.

Innym elementem historycznym jest konflikt z Kompanią Bananową, podczas którego do Kolumbii zjechali Amerykanie chcący się bogacić na hodowli bananów i wyzyskujący pracowników.

Rodzinę Buendich, opisaną na tym tle, cechują przede wszystkim temperament, bezustanne nadawanie męskim potomkom imion Aureliano lub Jose Arcadio, skłonności do kazirodztwa jak i tytułowa samotność. 

,,W długich dziejach rodziny uparte powtarzanie imion pozwoliło wyciągnąć decydujące wnioski. Aurelianowie byli skryci i trzeźwi, Jose Arcadiowie natomiast okazywali się impulsywni, przedsiębiorczy, lecz naznaczeni piętnem tragedii."

Są to ludzie o gorących uczuciach, często się zakochują, zazwyczaj uczuciem rwanym. Ciekawą koncepcję miłości ma jedna z bohaterek, uważająca, że ci niewarci oddania im serca to ,,mężczyźni, którzy nie zasługiwali na to, by dla nich jeść wapno ze ścian." Niecodzienna jest też opinia najpiękniejszej kobiety rodu Buendia:

,,Pomyśl, co za głupiec z niego. Mówi, że umiera z mego powodu, zupełnie jakbym była chorobą."

Mimo że Buendiowie stanowili postacie pełne charakteru, coś się wśród nich powoli, ale nieustępliwie, psuje. Według matki rodziny, jej ród nawiedzały cztery plagi: wojna, walki kogutów, kobiety lekkich obyczajów i obłąkańcze pomysły. Czy to właśnie przez te, czy inne czynniki, z Buendich wyrastają ludzie wyniszczeni brakiem uczucia i samotnością, postępujący nielogicznie i samobójcy.

Mimo że ,,Sto lat samotności" to powieść odpowiednia dla wymagających wiele czytelników i kunsztownie napisana, jest przystępna i ma w sobie urok bajki, którą dziecko chce czytać każdej nocy przed zaśnięciem, 'jeszcze ten jeden raz'. Ten wdzięk wynika pewnie z takiej wielości fantastycznych wydarzeń - cały czas się coś dzieje, zaś opisy uczuć bohaterów zostały sprowadzone do minimum, zwłaszcza w pierwszej połowie książki. Pod koniec dostajemy już bardziej rozbudowany obraz uczuć głównych bohaterów. 
Przez większość książki sposób opisywania wydarzeń Marqueza jest tak pocieszny, że nawet kiedy pisarz opowiada o chorobach śmiertelnych, nie wydają się one szczególnie warte naszego strachu.

,,Sto lat samotności" to pewnie najbardziej znana z kolumbijskich powieści, pełna uroku, skomplikowanych rodzinnych sytuacji, i magii. Warto ją poznać, choć większość czytelników będzie pewnie potrzebowała wygospodarować sobie na nią chwilę czasu. To książka wcale nie długa objętościowo (moje wydanie ma zaledwie 350 stron), a przepakowana treścią - chyba nigdy nie czytałam powieści tak skondensowanej, którą dałoby się znacznie rozciągnąć, a dalej nie byłaby przegadana. Właśnie to czyni ją lekturą dosyć wymagającą, i trzeba uważać, żeby w którymś momencie jej czytanie nie wydłużyło się nam do okresu stu lat.


,,...historia rodziny jest mechanizmem nieuchronnych powtórzeń, kołem, które obracałoby się w nieskończoność, gdyby nie postępujące i nieodwracalne zniszczenie osi."





Gabriel García Márquez to zmarły w 2014 roku kolumbijski powieściopisarz, dziennikarz i działacz społeczny, laureat Nagrody Nobla z 1982 roku, za powieści i opowiadania, w których fantazja i realizm łączą się w złożony świat poezji, odzwierciedlającej życie i konflikty całego kontynentu”. Jest to jeden z najbardziej znanych pisarzy realizmu magicznego. Jego powieść ,,Sto lat samotności" odnosi się do dziejów całego kontynentu Południowej Ameryki. Przyjaźnił się z kubańskim rewolucjonistą i dyktatorem Fidelem Castro. Syn pisarza, Rodrigo Garcia, jest znanym reżyserem.

poniedziałek, 23 lipca 2018

Polski wymiar 'nie'sprawiedliwości - „Polska odwraca oczy”, Justyna Kopińska. Recenzja

Reportaże Justyny Kopińskiej to przede wszystkim droga do ukarania przestępcy, tam gdzie organy ścigania i sądy poruszają się jak w błocie, wolno i nieskutecznie, nie przykładając do spraw odpowiedniej wagi. Jednak dzięki dziennikarskiej interwencji, upublicznianiu przestępstw i nagłaśnianiu ich, często następuje przyspieszenie niezbędnych działań. Doniesień niewygodnych i spraw trudnych nie zamiata się już pod dywan.
W „Polska odwraca oczy” mamy również reportaże zwyczajnie poruszające, takie jak to opowiadające o niedosłyszącym młodym mężczyźnie, dla którego ciężko było wykopać drogę ku kształceniu się, pomimo muzycznego talentu. W Polsce lepiej nie być niepełnosprawnym.
Dzięki płynnemu i dynamicznemu stylowi, w którym mamy same konkrety, reportaże stanowią książkę, której warto poświęcić czas i myśli... poświęcić trzeba też nerwy, bo od większości opisanych wydarzeń robi się po prostu słabo.

Rozmowa z żoną Mariusza Trynkiewicza to z pewnością mocny wstęp. Podejmując rozmowę z dziennikarką, Anna prawdopodobnie starała się zmienić wizerunek poślubionego w więzieniu męża. Według niej to media rozpowszechniają fałszywe wiadomości o ,,jej Mariuszku" jako o psychopacie, w rzeczywistości ma to być po prostu były morderca - inteligenty, delikatny, znający historię i sztukę.
Jednak przez swoje niespotykane opinie, kobieta wywiera na czytelniku piorunujące wrażenie osoby, która zgubiła gdzieś swoją moralność i nie potrafiła jej znaleźć. Jako matka jest w stanie powiedzieć: „ Nawet gdyby ktoś zgwałcił czy zamordował moją córkę, to nie życzyłabym mu śmierci. Dwadzieścia pięć lat więzienia to również zbyt okrutna kara”. A przecież mówimy o zabójcy czterech nastolatków...
Pani Ania dokłada do tego opinię, że ci chłopcy po wyrośnięciu staliby się złoczyńcami; że nie poszliby do mieszkania Mariusza na obiecane im strzelanie z wiatrówki, gdyby tylko mieli rozum. Zdaniem „To była ich decyzja, że nie żyją” bezcześci swoją szansę na pozytywny odbiór jej wypowiedzi, i maluje siebie jako osobę omamioną przez męża, schwytaną w pułapkę olśniewającej osobowości człowieka, który wszystkich innych niepokoi.
Gdybym była bardziej cyniczna, może naszłaby mnie chęć powiedzenia pani Annie o innych wrażliwych więźniach znanych historii, takich jak Al Capone, który w Alcatraz do utworu czeskiego kompozytora napisał słowa „Boskie dźwięki humoreski, poruszacie i napełniacie moje serce...”. Czy jego też, przez tę urzekającą wrażliwość, chętnie by poślubiła? A może to prestiż tej postaci wpłynąłby na decyzję? Odpowiedzi na te kwestie podpowiedziałyby nam, skąd może wynikać absolutna obojętność wobec przeszłości człowieka, za którego postanowiła wyjść.

Inny raportaż dotyczy ordynator Annę M, na którą w gdańskim szpitalu psychiatrycznym pacjenci mówili ,,Hitler" lub ,,gestapowiec". Z jej polecenia nastolatków z oddziału XXIII przypinano pasami do łóżka na kilka miesięcy, podając im silne leki; zmuszano ich do biegu w bieliźnie i bez obuwia w kilkunastostopniowym mrozie; kazano bez powodu cały dzień stać na baczność na korytarzu; wyzywano i poniżano w okrutny sposób.
Ponieważ rozprawa w sądzie dotycząca jej znęcania odbyła się dopiero pięć lat po tych makabrycznych wydarzeniach, Anna M. mogła dalej prowadzić z pacjentami ,,leczenie", bez żadnego nadzoru. Policja i prokuratura działają w ten sposób również w sprawach zaginięć dzieci i morderstw - powoli, najlepiej jeśli wszystkie dowody zbiorą się same.
Justyna Kopińska w rozmowach z bliskimi ofiar, policjantami i prokuraturą przybliża czytelnikowi system, który stoi za tak nieumiejętnym ściganiem przestępców.
Okazuje się, że w pracy śledczych najważniejsze są statystyki. Dlatego średnia odnalezionych morderców jest w Polsce o ponad dwadzieścia procent wyższa, niż w innych krajach europejskich, stosujących lepsze metody. U nas większość spraw, gdzie są poważne przesłanki do podejrzewania zabójstwa, zamiast badana jest archiwizowana. Procenty muszą się zgadzać, inaczej policja w danym okręgu uważana jest za niekompetentną. Ambitnym śledczym, chcącym pracować nad dochodzeniami trudnymi, grozi się wyrzuceniem z pracy; tacy ludzie nie mieliby również szansy na awans. Liczy się ilość rozwiązanych spraw, na ich trudność się nie patrzy. Korzystne jest również klasyfikowanie przez prokuraturę morderstwa jako nieumyślnego spowodowania śmierci.

,,Z powodu przymusu podciągania statystyk, tych najbardziej  niebezpiecznych przestępców, którzy potrafili ukryć ciało i mogą zamordować ponownie, traktujemy najłagodniej."

Wymiar sprawiedliwości działa w taki sposób, że często nie ma nikogo, kto byłby winny odraczaniu sprawy i błędach w jej prowadzeniu. Przez przedłużanie pobytu bandytów na wolności, lista ofiar się wydłuża, jednak gdy dziennikarka dzwoni po informacje, chce dowiedzieć się, kto za tym stoi, słyszy tylko: ,,Proszę spytać policję", a potem ,,Nad sprawą nadzór miała prokuratura. My nie odpowiadamy na to pytanie". Kiedy kobieta dalej drąży, dostaje odpowiedź: ,,Może pani napisać pismo, a my odmówimy".

Ofiarom opisanym w reportażach często się nie wierzyło, w końcu do zeznań pacjentów szpitala psychiatrycznego, dzieci z biednych rodzin i więźniów, podchodzić trzeba z rezerwą. Kobiecie zgwałconej policjantka wmawiała, że zmyśla, i że trzeba było krzyczeć głośniej, a oprawcę kopać mocniej. Później umorzyła sprawę.
Nikt nie chciał uwierzyć dzieciom, że siostra zakonna pobiła kogoś do nieprzytomności, bo habit tworzy autorytet. O wielu bulwersujących sprawach w Polsce nie wiemy, dopiero dążąc do sprawiedliwości we własnej sprawie zauważamy, jak wadliwe jest prawo.

Gdy Anna M. źle traktowała pacjentów i skazywała ich na wymyślne kary, salowi i pielęgniarki jedynie obserwowali koszmar, przez który codziennie przechodzili nastolatkowie. Musiał minąć długi czas, zanim ktoś z nich w końcu odpowiednio zareagował i opowiedział o przestępstwach odpowiednim służbom. Policjanci wiedzą, że przymus trzymania się statystyk i nieskupianie na dobru ofiar to podły wymysł, jednak tak samo jak pielęgniarki w gdańskim szpitalu, boją się stracić pracę, jeśli nie posłuchają rozkazów z góry. Przez nieprzystosowanie prawa do rzeczywistości i bierność policjantów, liczba bandytów niepostawionych przed sądem ciągle wzrasta.
Czy aby tutaj nastąpiła jakaś zmiana, też będzie trzeba jeszcze długo czekać?



Justyna Kopińska to polska reporterka, socjolog, i dziennikarka pisząca dla Gazety Wyborczej. Jest laureatką wielu nagród - najbardziej prestiżowa to European Press Prize, otrzymana za reportaż ,,Oddział chorych ze strachu''. Dąży do prawdy i, jak mówi, nie zależy jej na rozmowach z ludźmi z pierwszych stron gazet, woli docierać do tych, którzy mają do opowiedzenia ciekawe historie, a nikt ich o nie nigdy nie zapytał.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Miłosierdzie i inne zachowania powierzchowne - ,,Pragnienie", Richard Flanagan. Recenzja

Richard Flanagan to Australijczyk piszący powieści historyczne, mówiące o jego kraju. Zainteresowany jest swoim rodowodem, spisuje tragiczne dzieje jednostek, mówiąc o chorobach, jeńcach, czy kolonializmie, w inteligentny sposób kreując na bohaterów dawniej istniejących ludzi. Dlatego w ,,Pragnieniu" historia kolonizacji Ziemi Van Diemena (dzisiejszej Tasmanii) opowiedziana jest przez pryzmat odkrywcy Przejścia Północno-Zachodniego, Johna Franklina, i Charlesa Dickensa, słynnego angielskiego pisarza.

Nawet Darwin, odwiedzając kolonizowaną Australijską wyspę, stwierdził: ,, Ziemia Van Diemena ma tę ogromną zaletę, że jest wolna od tubylczej populacji.". Patrząc na te angielskie przekonania, logicznym staje się, dlaczego Aborygeni zaczynają uważać, że Diabeł rządzi światem. Jednak według żony Gubernatora wyspy Johna Franklina, Jane, nawet Lucyfer jej nie pokona, skoro jest Angielką. Czarnych krajowców wybijano, jeśli atakowali białych skazańców. Jeden z osadników nabijał ich głowy na swój płot, aby ten widok gasił bunt pozostałej rdzennej ludności. Człowieka żyjącego w zgodzie z naturą nie przemieni się nagle w mieszkańca angielskiego miasta, ale to właśnie próbują zrobić kolonizatorzy. Skutkuje to masowym wymieraniem ludności z Flinders Island, wysepki położonej nieopodal Ziemi Van Diemena. Dlatego przez syna Protektora wyspy jest nazwana ona kostnicą.


,,Nie można jednak zrobić gazeli ze szczurów." 

Osadnicy dbają o losy krajowców w podobny sposób, w jaki arystokracja nakreślona w ,,Lalce" Bolesława Prusa interesowała się ludźmi na nią pracującymi. Rozmawiają o poszkodowanych na salonach przy wystawnych obiadach, jak książę mówią o nieszczęśliwym kraju, w rzeczywistości jednak ,,sir John i lady Jane uważnie obserwowali wszystko z wyjątkiem otaczających ich ludzi"

I z takiego zainteresowania adoptowana zostaje Mathinna, aborygeńska dziewczynka, ochrzczona przez Anglików jako Leda. Franklinowie, jakby w akcie miłosierdzia, zabierają z Flinders Island dziecko, aby udowodnić sobie i społeczeństwu, że dzikusa da się ucywilizować. Jest to też pokaz dobroci, zbratania się z kolonizowanym ludem. Jane Franklin jednak postrzega siedmiolatkę jako hipnotyzującą, i to stanowi rzeczywisty powód wzięcia małej. Prawda jest taka, że choć dziewczynka została sierotą, wciąż miała swoje plemię. Była przywiązana do ziemi, na której się wychowywała, a w rdzennych mieszkańcach z Flinders Island odnajdywała opiekunów. Oddzielenie jej od dotychczasowego życia wiązało się dla niej z bólem, odebrano dziecku tożsamość. Sierot nigdy nie brakowało, Franklinowie wybrali zaś do adopcji taką, która wcale nie potrzebowała rodziców. Przez chęć lady Franklin do wychowawczego eksperymentowania na Mathinnie, początek ma ludzka tragedia.


,,...wrażliwość nieoczyszczona przez wychowanie moralne i dyscyplinę umysłową szybko osuwa się w zmysłowość, zmysłowość zaś w nikczemność."

Charles Dickens pojawia się w książce w przyszłości od wydarzeń związanych z adopcją Mathinny. Poznajemy go za pośrednictwem lady Franklin, proszącej pisarza o napisanie artykułu broniącego jej męża, który wyruszył przed laty w morze. Gazety zaczęły uważać go za zmarłego, a jego załodze zarzucono kanibalizm. Lady Jane, chcąc chronić honor rodziny, pragnie aby w sprawę interweniował człowiek wpływowy. 
Dickens przygotowuje więc artykuł do Household Magazine, idzie jednak o krok dalej. On i Wilkie Collins tworzą sztukę teatralną na podstawie dziejów angielskich polarników. Przedstawienie ma ogromny wpływ na rozwój i życie prywatne słynnego pisarza. 


 ,,Dzikus, mój drogi Wilkie, czy mówimy o Eskimosie, czy o Tahitańczyku, jest kimś, kto ulega swoim namiętnościom. Anglik stara się je zrozumieć, opanować i jak najlepiej je wykorzystać. Czy taki nie był i nie jest Franklin?"

 Czytelnik obserwuje w ,,Pragnieniu" rozkwit twórczości pisarskiej i aktorskiej Dickensa, przy jednoczesnym gniciu pisarza. Wraz ze wzrostem pozytywnego odbioru przedstawienia The Frozen Deep i powieści ,,Mała Dorrit", Dickens coraz bardziej odsuwa się od żony.



,,On i Cathrine traktowali się już jak obcy ludzie, nie potrafili dostrzec w sobie nawzajem bólu, smutku, żalu. Czuł, że coś w nim pęka.[...] Jego duszę zjadała korozja."
Charles Dickens, promujący uznane w Anglii życie rodzinne, żywi jednocześnie niechęć do kobiet. Czy to wskutek niespełnionej miłości do Marii Beadnell, czy rozpadającej się rodziny, pisarz popiera granego przez siebie w The Frozen Deep zbira w słowach: ,,Jedynym beznadziejnym nieszczęściem na tym świecie jest nieszczęście, którego sprawczyniami są kobiety". 

Richard Flanagan oferuje szeroki obraz geniuszu i wysokiej pozycji, który znaleźć moglibyśmy jedynie we wnikliwych biografiach. Podziwiamy cechy ludzi wielkich, tymczasem autor sugeruje, że Franklin wyruszył w koleją podróż nie z odwagi, a tknięty pustką. Dickens zaś traktował pracę jako ucieczkę przed rodziną, którą publicznie wysławiał jako wartość.

Prawda ukazana przez Flanagana czyni ,,Pragnienie" książką wielką, jednak nie każdemu może przypaść do gustu styl, którym autor się w niej posłużył. Mimo że nie jest moralizatorski, co drugi akapit to połączenie myśli bohaterów z refleksjami, do tego mamy tu wiele zdziwaczałych wyrażeń i zdań, jak ,,dłonie przypominające gniazdo orła bielika zrobione z sękatych gałęzi eukaliptusa", czy ,,Nad głową widział nieokiełznany księżyc i przewalające się niespokojnie chmury niczym nieczyste sumienie w skotłowanym łóżku". Jeśli coś takiego nie sprawia, że w głowie zaczyna Wam się tworzyć ,,skotłowane łóżko", wtedy naprawdę warto po ,,Pragnienie" sięgnąć.



,,Odniósł największe ze wszystkich zwycięstw [...]. Zwycięstwo nad samym sobą."


 Richard Flanagan to australijski pisarz z Tasmanii; do napisania ,,Pragnienia" zainspirował go widziany w młodości obraz aborygeńskiej dziewczynki - był to portret Mathinny. Dowiedział się o historii dziewczynki i przez lata zbierał się na odwagę, aby przekuć ją w powieść. Życiorys pisarza okazał się na tyle ciekawy, że w 2015 roku przekuto go w film o tytule Life after Death. Obecnie Flanagan mieszka na Tasmanii w Hobart, z żoną i trzema córkami.

poniedziałek, 9 lipca 2018

Japońska dojrzałość lat sześćdziesiątych - ,,Norwegian Wood", Haruki Murakami. Recenzja


 I once had a girl
Or should I say, she once had me?
She showed me her room
"Isn't it good, Norwegian wood?"

Tymi słowami rozpoczyna się piosenka Beatelsów, której tytułem Murakami nazwał swoją powieść o dojrzewaniu, skupiającą się na młodym Watanabem i jego znajomych o specyficznych charakterach.

Autor jednak nie tylko tytułem nawiązał do muzyki, ponieważ cała książka jest nią przepełniona. Kiedy Murakami był młody, pracował w sklepie muzycznym - w takim samym miejscu obsadził Watabanego, który poznaje muzykę lat sześćdziesiątych dzięki pracy, a także wielu wyjściom do jazzowych klubów. Na kartach tej powieści mamy również historię niedoszłej pianistki Reiko (,,Jestem pożałowania godnym niewolnikiem muzyki."), która dla uciechy własnej i znajomych gra na gitarze kolejne znane utwory, w tym tytułowe Norwegian Wood. Przekrój piosenek jest bardzo szeroki, od grających psychodelicznego rocka The Doors, po klasycznego Brahmsa.

„Norwegian Wood" to taka książka, przy której człowiek czasem płacze w środku nocy, a czasem śmieje się na głos. Czasem płacze, bo to powieść wypełniona bohaterami smutnymi, zmagającymi się z lękami, wywołująca w nas głęboki niepokój. Rzeczywistość bardzo skomplikowanych relacji, radzenie sobie z chorobami psychicznymi, życie z przedwczesną śmiercią bliskich, talenty zmarnowane przez błędy wychowania i kłamstwa. To powieść, w której Murkami odchodzi od typowego dla siebie realizmu magicznego, aby sprawdzić się w sentymentalizmie; ten eksperyment zdecydowanie się autorowi udał.

,,Uścisnęliśmy sobie dłonie i rozstaliśmy się. On ruszył zdobywać świat, a ja wróciłem do swego bagna."
,,Tylko zmarli mają siedemnaście lat."


Ważną rolę odgrywają tutaj świetne kreacje bohaterów; co drugi to charyzmatyczniejszy. Kiedy wydaje się nam, że najspecyficzniejszą postacią jest ambitny Nagasawa, ścigający się sam ze sobą człowiek niepowszechnych opinii, wtedy przychodzi Midori, która swoją otwartością i swobodą w opowiadaniu seksualnych fantazji zwala nas z nóg. Obok nich mamy też ważną dla Watabanego, przepełnioną cierpieniem Naoko, czy współlokatora Komadosa, o którym można opowiadać anegdoty na spotkaniach towarzyskich. Na Watbanego prawdopodobnie przechodzi poczucie humoru Midori... A wtedy opowiada historię takie, jak ta:

 ,,Idziesz sobie sama wiosną po łące, a z naprzeciwka nadbiega śliczny niedźwiadek o aksamitnym futerku i błyszczących oczkach. I mówi: - Dzień dobry, panienko. Może się razem poturlamy? I objęci spędzacie wesoło cały dzień, turlając się po porośniętych koniczyną górkach. To byłoby miłe, prawda?"

Podobało mi się również nawiązanie do powieści Tomasza Manna. „Czarodziejska góra" mówi o człowieku odwiedzającym swojego kuzyna, przebywającego w sanatorium w górach, i kiedy podobny motyw pojawia się w „Norwegian Wood", Watanabe czyta właśnie tę książkę. Bardzo możliwe, że jest tu więcej takich nawiązań, czy to do innej literatury, czy do słuchanych przez bohaterów utworów. Ale to mógłby już zauważyć jedynie ktoś bardzo dobrze znający wszelkie dziedzictwo kulturowe. 


,,- Jestem zwyczajny. Urodziłem się w zwyczajnej rodzinie, zwyczajnie dorosłem, mam zwyczajną twarz, zwyczajne stopnie, myślę o zwyczajnych rzeczach. 
- Czy to nie twój ulubiony Scott Fitzgerald pisał, że nie powinno się ufać nikomu, kto mówi, że jest zwyczajnym człowiekiem?"

Na podstawie „Norwegian Wood" nakręcono w Japonii film, jest to również książka, dzięki której ze zwykłego pisarza, Murakami stał się autorem szeroko znanym i lubianym w świecie; jak się podejrzewa właśnie przez to, jak różna jest ta powieść od pozostałych. Często pyta się Murakamiego, czy jest to książka autobiograficzna, ze względu na jego podobieństwa z Watanabem. Jedną z jego odpowiedzi jest: „Gdybym napisał autobiografię, nie liczyłaby ona więcej niż piętnaście stron."




  Haruki Murakami to japoński pisarz, eseista, i tłumacz amerykańskiej literatury. Zanim został pisarzem, prowadził jazzowy klub w Tokio. Impulsem do napisania książki był dla niego mecz bejsbolowy. Pierwszą napisał w wieku 30 lat na kuchennym stole, po pracy w barze. Kiedy ,,Słuchaj pieśni wiatru" wygrało pierwsze miejsce w literackim konkursie, Haruki zajął się pisaniem na poważnie. Regularnie bierze udział w maratonach. Według The Paris Review, Murakami uważa pisanie i muzykę za wewnętrzną podróż. Pragnął zostać muzykiem, jednak nie potrafił grać na żadnym z instrumentów, i jak można się domyślić, stanowiło to pewną przeszkodę.

poniedziałek, 2 lipca 2018

Australijskie trupy w birmańskiej dżungli - ,,Ścieżki Północy", Richard Flanagan. Recenzja

za zamkniętymi okładkami recenzje książek


Historia jest ważna. Właśnie dlatego nie odłożyłam nazwanych po tomiku poezji Bashō ,,Ścieżek Północy" na półkę, kiedy po raz kolejny robiło mi się słabo. To opisane w powieści sceny z życia jeńców wojennych robiły na mnie takie wrażenie. Jednak kim bym była, wiedząc, że życie Australijczyków zagarniętych do budowy Kolei Birmańskiej wyglądało jak piekło, a ja nie byłabym o tym nawet w stanie czytać?

Rok 1942. Wtedy na zlecenie Japonii zaczyna się mordercza praca przy tak zwanej Kolei Śmierci, przy której zginęło około 120. tys. ludzi. Jak sam autor powiedział, "More people died, than there are words in my book". Bohaterowie ,,Ścieżek Północy" albo wliczają się do tej sumy, albo stają się nieszczęśliwcami, dla których do końca życia czas spędzony w obozie będzie wyznacznikiem wszystkiego.

,,Synowie coraz częściej korygowali jego wspomnienia. A co oni, do cholery, wiedzą na ten temat? Najwyraźniej wiedzieli o wiele więcej niż on. Historycy, dziennikarze, realizatorzy filmów dokumentalnych, a nawet jego rodzina, niech ją cholera weźmie, wytykała mu pomyłki, niekonsekwencje, lapsusy i zwykłe sprzeczności w jego różniących się od siebie relacjach. A kim on niby miał być? Encyklopedią Britannicą, do cholery? Wziął udział w tej wojnie. To wszystko."

 Richard Flanagan daje czytelnikowi powieść skłaniającą do myślenia, nieoczywistą. Żadnej kwestii nie pozostawia obojętnej lub jednoznacznej, dlatego istotne dla tej książki są też losy Japończyków i Koreańczyków utrzymujących rygor w obozie. Mamy tu nie tylko opisy ich okrucieństwa, ale również drogę, jaką ci ludzie pokonali przed i po Kolei Śmierci, przez które jeszcze raz musimy przemyśleć naszą rzeczywistość. To, jakiej prawdzie na pewno chcemy zaufać. Bo czy jeśli człowiek zostanie nauczony odnajdywać wolność tylko w okrucieństwie, zasługuje on na absolutne potępienie za popełnione zbrodnie?

,,Prywatnie zadawali sobie jedno pytanie - jeżeli oni sami i ich działania byli po prostu wyrazem woli cesarza, to dlaczego cesarz pozostaje na wolności? Dlaczego Amerykanie popierają cesarza, a wieszają ich, którzy byli tylko narzędziem w jego ręku?"

 ,,Ścieżki Północy" to dla mnie przede wszystkim prawda historyczna, plastyczne opisy życia w obozie jenieckim, których po prostu nie da się nie czytać - z szacunku do poległych. Książka omawia też wszystkie uczucia i przekonania z wojną i śmiercią związane, ale jak na dobrą powieść przystało, skupia w sobie wiele wątków.

Historia lekarza Dorriga Evansa to, można powiedzieć, oś tej powieści, ponieważ towarzyszymy temu bohaterowi całe jego życie. Za jego pośrednictwem poznajemy miłość, którą zależnie od sytuacji zawsze odczuwa się inaczej. Jest to miłość różna, do ukochanej osoby, której obraz trzyma nas przy życiu w najgorszych chwilach, miłość do żony, do dzieci, do kochanek.

 ,,Zabrakło ostatniej stronicy. Książka jego życia po prostu się urwała. Pod nim było tylko błoto, a nad nim ohydne niebo. Zabraknie mu spokoju i nadziei. Ta historia miłosna będzie trwać już zawsze, całą wieczność, aż do końca świata.
Będzie żył w piekle, bo miłość także jest piekłem. "

Powieść Richarda Flanagana to najlepsze, co dotychczas przeczytałam w tym roku. Podobała mi się ze względu na rzadko omawianą kwestię, bo motywy II wojny światowej w literaturze to najczęściej skupienie na Żydach i Hitlerze, ze względu na styl i tyle myśli, zmieszczonych na niecałych pięciuset stronach. To mocna książka, która wymaga dojrzałości, ale zapadająca w pamięć jak mało która.




Richard Flanagan to australijski pisarz z Tasmanii; za ,,Ścieżki Północy", napisane w hołdzie ojcu, który sam był jeńcem przy budowie Kolei Śmierci, w 2014 roku dostał prestiżową nagrodę Bookera. Ostateczny rękopis powieści oddał w dniu śmierci ojca - chciał skończyć książkę przed jego śmiercią, i udało mu się to po dwunastu latach pracy. Życiorys pisarza okazał się na tyle ciekawy, że w 2015 roku przekuto go w film o tytule Life after Death. Obecnie Flanagan mieszka na Tasmanii w Hobart, z żoną i trzema córkami.