poniedziałek, 23 lipca 2018

Polski wymiar 'nie'sprawiedliwości - „Polska odwraca oczy”, Justyna Kopińska. Recenzja

Reportaże Justyny Kopińskiej to przede wszystkim droga do ukarania przestępcy, tam gdzie organy ścigania i sądy poruszają się jak w błocie, wolno i nieskutecznie, nie przykładając do spraw odpowiedniej wagi. Jednak dzięki dziennikarskiej interwencji, upublicznianiu przestępstw i nagłaśnianiu ich, często następuje przyspieszenie niezbędnych działań. Doniesień niewygodnych i spraw trudnych nie zamiata się już pod dywan.
W „Polska odwraca oczy” mamy również reportaże zwyczajnie poruszające, takie jak to opowiadające o niedosłyszącym młodym mężczyźnie, dla którego ciężko było wykopać drogę ku kształceniu się, pomimo muzycznego talentu. W Polsce lepiej nie być niepełnosprawnym.
Dzięki płynnemu i dynamicznemu stylowi, w którym mamy same konkrety, reportaże stanowią książkę, której warto poświęcić czas i myśli... poświęcić trzeba też nerwy, bo od większości opisanych wydarzeń robi się po prostu słabo.

Rozmowa z żoną Mariusza Trynkiewicza to z pewnością mocny wstęp. Podejmując rozmowę z dziennikarką, Anna prawdopodobnie starała się zmienić wizerunek poślubionego w więzieniu męża. Według niej to media rozpowszechniają fałszywe wiadomości o ,,jej Mariuszku" jako o psychopacie, w rzeczywistości ma to być po prostu były morderca - inteligenty, delikatny, znający historię i sztukę.
Jednak przez swoje niespotykane opinie, kobieta wywiera na czytelniku piorunujące wrażenie osoby, która zgubiła gdzieś swoją moralność i nie potrafiła jej znaleźć. Jako matka jest w stanie powiedzieć: „ Nawet gdyby ktoś zgwałcił czy zamordował moją córkę, to nie życzyłabym mu śmierci. Dwadzieścia pięć lat więzienia to również zbyt okrutna kara”. A przecież mówimy o zabójcy czterech nastolatków...
Pani Ania dokłada do tego opinię, że ci chłopcy po wyrośnięciu staliby się złoczyńcami; że nie poszliby do mieszkania Mariusza na obiecane im strzelanie z wiatrówki, gdyby tylko mieli rozum. Zdaniem „To była ich decyzja, że nie żyją” bezcześci swoją szansę na pozytywny odbiór jej wypowiedzi, i maluje siebie jako osobę omamioną przez męża, schwytaną w pułapkę olśniewającej osobowości człowieka, który wszystkich innych niepokoi.
Gdybym była bardziej cyniczna, może naszłaby mnie chęć powiedzenia pani Annie o innych wrażliwych więźniach znanych historii, takich jak Al Capone, który w Alcatraz do utworu czeskiego kompozytora napisał słowa „Boskie dźwięki humoreski, poruszacie i napełniacie moje serce...”. Czy jego też, przez tę urzekającą wrażliwość, chętnie by poślubiła? A może to prestiż tej postaci wpłynąłby na decyzję? Odpowiedzi na te kwestie podpowiedziałyby nam, skąd może wynikać absolutna obojętność wobec przeszłości człowieka, za którego postanowiła wyjść.

Inny raportaż dotyczy ordynator Annę M, na którą w gdańskim szpitalu psychiatrycznym pacjenci mówili ,,Hitler" lub ,,gestapowiec". Z jej polecenia nastolatków z oddziału XXIII przypinano pasami do łóżka na kilka miesięcy, podając im silne leki; zmuszano ich do biegu w bieliźnie i bez obuwia w kilkunastostopniowym mrozie; kazano bez powodu cały dzień stać na baczność na korytarzu; wyzywano i poniżano w okrutny sposób.
Ponieważ rozprawa w sądzie dotycząca jej znęcania odbyła się dopiero pięć lat po tych makabrycznych wydarzeniach, Anna M. mogła dalej prowadzić z pacjentami ,,leczenie", bez żadnego nadzoru. Policja i prokuratura działają w ten sposób również w sprawach zaginięć dzieci i morderstw - powoli, najlepiej jeśli wszystkie dowody zbiorą się same.
Justyna Kopińska w rozmowach z bliskimi ofiar, policjantami i prokuraturą przybliża czytelnikowi system, który stoi za tak nieumiejętnym ściganiem przestępców.
Okazuje się, że w pracy śledczych najważniejsze są statystyki. Dlatego średnia odnalezionych morderców jest w Polsce o ponad dwadzieścia procent wyższa, niż w innych krajach europejskich, stosujących lepsze metody. U nas większość spraw, gdzie są poważne przesłanki do podejrzewania zabójstwa, zamiast badana jest archiwizowana. Procenty muszą się zgadzać, inaczej policja w danym okręgu uważana jest za niekompetentną. Ambitnym śledczym, chcącym pracować nad dochodzeniami trudnymi, grozi się wyrzuceniem z pracy; tacy ludzie nie mieliby również szansy na awans. Liczy się ilość rozwiązanych spraw, na ich trudność się nie patrzy. Korzystne jest również klasyfikowanie przez prokuraturę morderstwa jako nieumyślnego spowodowania śmierci.

,,Z powodu przymusu podciągania statystyk, tych najbardziej  niebezpiecznych przestępców, którzy potrafili ukryć ciało i mogą zamordować ponownie, traktujemy najłagodniej."

Wymiar sprawiedliwości działa w taki sposób, że często nie ma nikogo, kto byłby winny odraczaniu sprawy i błędach w jej prowadzeniu. Przez przedłużanie pobytu bandytów na wolności, lista ofiar się wydłuża, jednak gdy dziennikarka dzwoni po informacje, chce dowiedzieć się, kto za tym stoi, słyszy tylko: ,,Proszę spytać policję", a potem ,,Nad sprawą nadzór miała prokuratura. My nie odpowiadamy na to pytanie". Kiedy kobieta dalej drąży, dostaje odpowiedź: ,,Może pani napisać pismo, a my odmówimy".

Ofiarom opisanym w reportażach często się nie wierzyło, w końcu do zeznań pacjentów szpitala psychiatrycznego, dzieci z biednych rodzin i więźniów, podchodzić trzeba z rezerwą. Kobiecie zgwałconej policjantka wmawiała, że zmyśla, i że trzeba było krzyczeć głośniej, a oprawcę kopać mocniej. Później umorzyła sprawę.
Nikt nie chciał uwierzyć dzieciom, że siostra zakonna pobiła kogoś do nieprzytomności, bo habit tworzy autorytet. O wielu bulwersujących sprawach w Polsce nie wiemy, dopiero dążąc do sprawiedliwości we własnej sprawie zauważamy, jak wadliwe jest prawo.

Gdy Anna M. źle traktowała pacjentów i skazywała ich na wymyślne kary, salowi i pielęgniarki jedynie obserwowali koszmar, przez który codziennie przechodzili nastolatkowie. Musiał minąć długi czas, zanim ktoś z nich w końcu odpowiednio zareagował i opowiedział o przestępstwach odpowiednim służbom. Policjanci wiedzą, że przymus trzymania się statystyk i nieskupianie na dobru ofiar to podły wymysł, jednak tak samo jak pielęgniarki w gdańskim szpitalu, boją się stracić pracę, jeśli nie posłuchają rozkazów z góry. Przez nieprzystosowanie prawa do rzeczywistości i bierność policjantów, liczba bandytów niepostawionych przed sądem ciągle wzrasta.
Czy aby tutaj nastąpiła jakaś zmiana, też będzie trzeba jeszcze długo czekać?



Justyna Kopińska to polska reporterka, socjolog, i dziennikarka pisząca dla Gazety Wyborczej. Jest laureatką wielu nagród - najbardziej prestiżowa to European Press Prize, otrzymana za reportaż ,,Oddział chorych ze strachu''. Dąży do prawdy i, jak mówi, nie zależy jej na rozmowach z ludźmi z pierwszych stron gazet, woli docierać do tych, którzy mają do opowiedzenia ciekawe historie, a nikt ich o nie nigdy nie zapytał.

3 komentarze:

  1. Ciekawe te historie! Może być interesująca książka.
    Dorzuciłabym jeszcze tutaj "lekarzy" z ZUS (a właściwie urzędników), którzy zamiast leczyć - niszczą ludziom życie i zabierają im nędzne renciny. To też jest dramat. Media o tym piszą dopiero wtedy, kiedy stanie się tragedia. Jakiś czas temu w ZUS w Elblągu powiesiła się kobieta, której taki właśnie lekarz odebrał rentę, jej jedyne źródło utrzymania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyśmy w takim razie mieli więcej dziennikarzy jak pani Justyna Kopińska, wtedy może coś więcej się zmieni, ponieważ po jej reportażach wprowadzone były regulacje w prawie, aby było mniej niedociągnięć. Według mnie też ważne jest, żeby ludzie jak najwięcej zwracali uwagę na takie problemy, bo dopiero kiedy zbiera się wiele osób, władze nie mają wyboru, tylko podjąć jakieś kroki.
      Co do lekarzy, jest też książka ,,Mali bogowie" Pawła Reszki, choć z tego, co wiem, pierwsza część staje w obronie służby zdrowia. Mimo to, tam właśnie spodziewam się odkryć więcej takich historii.

      Usuń
  2. W moim odczuciu jeden z lepszych reportaży w ostatnich latach!

    http://lesnaczytelnia.blogspot.com/2017/05/polska-odwraca-oczy.html

    OdpowiedzUsuń