Niedawno w kinach pojawił się film „Płomienie”, będący ekranizacją opowiadania „Spalenie stodoły” japońskiego pisarza Harukiego Murakamiego ze zbioru zatytułowanego „Zniknięcie słonia”. Film jest produkcji koreańskiej i jest tegorocznym kandydatem do Oskara Korei Południowej. Równie dobry co opowiadanie, czy może nawet lepszy?
W ubiegłym roku pisałam o ekranizacji opowiadania Neila Gaimana, gdzie opisywałam również, dlaczego lubię właśnie ekranizacje opowiadań, nie powieści. Zwyczajnie łatwiej wtedy wypaść filmowi dobrze, ponieważ kiedy porównujemy powieść z jej ekranizacją, może ona być co najwyżej równie dobra, co książka. W przypadku opowiadań jest inaczej, bo reżyser rozbudowuje treści, zamiast je ciąć; przy tym cięciu czasem gdzieś ginie głębia. Jednak w przypadku „Płomieni” porównanie filmu z opowiadaniem daje nam wnioski, których się nie spodziewałam. Ale o tym później ...
Zacznijmy od opowiadania, bo to od niego się wszystko zaczęło. Przedstawia ono pewną historię z perspektywy trzydziestojednoletniego mężczyzny, który na weselu znajomego poznaje dziewczynę. Jest ona postacią typową dla bohaterów Murakamiego, to znaczy stanowi pewną osobliwość, a bohatera napawa ciekawością. Z biegiem wydarzeń kobieta poznaje jeszcze jednego mężczyznę, przez którego zmienia się życie mężczyzny i kobiety. Opowiadanie zawiera w sobie metaforę, którą pojmujemy wraz z jego ostatnim zdaniem. Jest to opowieść tajemnicza, atmosferą przypominała mi powieść „Tańcz, tańcz, tańcz”. Niewątpliwie pozostawia w czytelniku wiele emocji.
„Płomienie” są thrillerem, który z opowiadania japońskiego pisarza wyciągnął wszystko, co najlepsze. Ogólny pomysł i metafora pozostają te same. Role bohaterów w znacznie rozbudowano, dokładniej przedstawiając ich emocje, zmieniając życiorysy, przestawiając wydarzenia tak, aby lepiej zbudować napięcie w tej dłuższej formie. Te same pozostały natomiast najważniejsze kwestie w opowiadaniu - choć ze względu na zmianę Japonii na Koreę, stodoły przemieniły się w szklarnie.
W filmie poza tym są elementy typowe dla powieści Murakamiego, przede wszsytkim chodzi o głównego bohatera. Jest samotny, wyobcowany, jego odizolowanie odzwierciedla również jego dom, stojący na głębokiej wsi, a Murakami właśnie na samotnych mężczyznach najczęściej skupia uwagę. Ponadto utrzymany został indywidualizm dziewczyny. Sposób wypowiadania i zachowania się bohaterów w „Płomieniach” też jest bardzo zbieżny z tym, jakie dialogi mógłby ułożyć Murakami, gdyby tylko „Spalenie stodoły” było powieścią. Myślę jednak, że autor stworzyłby inne zakończenie, ale nie oznacza to, że jednoznacznie mi się ono nie podobało.
Ciekawe było również przedstawienie środowiska Korei Południowej, kiedy życie bogatych spotkało życie zwykłych ludzi. Wyobcowanie o którym pisałam wyżej było uwidocznione właśnie w tym zjawisku, kiedy nagle młody pisarz (główny bohater) znalazł się obok zamożnego, wyniosłego mężczyzny, którego przypadkowo spotkała dziewczyna. Jego majątek potęguje uczucie nieufności wobec niego - widzimy, że jest bogaty, ale nie wiemy dlaczego, dlatego główny bohater mówi o nim 'Wielki Gatsby'.
Klimatem „Płomienie” kojarzą mi się z „Zaginioną dziewczyną”, którą uważam za świetny film; choć ta pierwsza ekranizacja ma w sobie większy spokój, niepokój bohaterów nie jest tak wyraźnie wyrażony przez zewnętrzne czynniki.
Choć przez wcześniejszą lekturę wiedziałam od początku, o co w przedstawionej historii chodziło, 148 minut filmu obejrzałam z ciekawością i w skupieniu. Chciałabym się jeszcze odwołać do swojej wcześniejszej uwagi o wnioskach z porównania opowiadania z filmem. Kiedy wyszłam z kina dotarło do mnie, że Murakami w kilkunastu stronach „Spalonych stodół” był w stanie przekazać mi tak właściwie te same emocje, które wywołał u mnie dobry, bardzo długi film. Choć te dwa dzieła różnią się od siebie, możemy rozpocząć poznawanie ich zarówno od przeczytania opowiadania, jak i od obejrzenia filmu. W obu przypadkach nic nie stracimy.
Nie czytałam Murakamiego, ale po przeczytaniu recenzji naprawdę żałuję, że przegapiłam seans tego filmu u mnie na uczelni ;<
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze uda Ci się pójść do kina albo obejrzeć film innym razem :)
Usuń