poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Magia z Północy - „Northern Lights”, Philip Pullman. Recenzja

W Polsce książka została wydana pod tytułem „Zorza północna”, a potem „Złoty kompas”, kiedy ukazała się ekranizacja fantastycznej historii niepokornej dziewczynki pod takim właśnie tytułem. Jest to pierwsza część trylogii His Dark Materials, która za granicą wydaje się być popularniejsza - dla wielu ludzi jest to opowieść dzieciństwa, natomiast po spojrzeniu na opinie na naszym krajowym portalu lubimyczytać okazuje się, że spora część czytelników najpierw oglądała film, który skusił ich do sięgnięcia po pierwowzór.
 
Pochylając się nad pomysłem fabularnym tej powieści, można spytać: Co fascynującego może oferować takie miejsce akcji jak daleka, pokryta wiecznym śniegiem i zmarzliną Północ? Na pewno nie można odebrać jej uroku, a dzięki obcowaniu z nią na nowo poznajemy siebie, odnajdujemy własne granice. Lyra, główna bohaterka „Northern Lights” jest dziewczynką wychowującą się na uczelni w Oxfordzie, i każdego dnia przyprawiającą profesorów o zawrót głowy. Jednak dorosłych mogą spotkać w wychowywaniu człowieka dwie tragedie - albo dziecko wyjątkowo głupie, albo takie o nadzwyczajnej kreatywności i inteligencji. Drugim z tych przypadków jest właśnie Lyra. Osoba, którą każdy chciałby mieć po swojej stronie, a lękałby się takiego wroga. Gdzie leżą granice odwagi kogoś takiego? Czy w ogóle istnieją? To odkryje przed czytelnikiem i bohaterką Północ, kraina, w której każdy czasem boryka się z wątpliwościami i wpada w tarapaty.

„It wasn't Lyra's way to brood; she was a sanguine and practical child, and besides, she wasn't imaginative. No one with much imagination would have thought seriously that it was possible to come all this way and rescue her friend Roger; or, having thought it, an imaginative child would immediately have come up with several ways in which it was impossible. Being a practised liar doesn't mean you have a powerful imagination.”

Philip Pullman stworzył historię o tyle wyjątkową, że skierowana jest ona zarówno do dzieci, jak i do dorosłych. Może to być po prostu książka przygodowa, z akcją dziejącą się w świecie podobnym do naszego, ale przebijającym magią, a może też być to opowieść, której niektóre wartości dostrzeże jedynie dojrzały czytelnik. Chodzi tu choćby o metaforyczne przedstawienie istoty dorastania, czy pokazanie, że trzeba kwestionować zaufanie wobec kogoś, do kogo je mamy tylko ze względu na jego autorytet. A z drugiej strony nie dać się zmanipulować pozorom, że ktoś jest zły.

Angielski w „Northern Lights” nie jest najłatwiejszy, ale nie najtrudniejszy, a co najważniejsze, jest bardzo ciekawy i po prostu urzekający.
Nie najłatwiejszy, ponieważ wiele tu słów typowych dla bogatego języka pisanego. Także w opisanych przygodach trzeba się spodziewać specjalistycznego słownictwa, którego możemy nie znać, jeśli naszą pasją akurat nie jest np. żeglarstwo. 
Nie najtrudniejszy, bo to z założenia książka dla dzieci, i nie ma tu pomysłów i refleksji trudnych do zrozumienia. Dlatego kiedy się już w nią wciągniemy, to jesteśmy w stanie wyłapywać znaczenie słów z kontekstu wypowiedzi. 
Bardzo ciekawy, dlatego że autor wykorzystał głębię, jaką można wprowadzić do książki za pomocą języka, dlatego nazwy rzeczy ze świata His Dark Materials i nazwiska postaci nie wzięły się z czystego przypadku, a zostały przemyślane. Dowiedziałam się o tym, próbując znaleźć w internecie, jakim światłem jest anbaric light, bo słownik w tej kwestii zamilknął. Wtedy znalazłam ten artykuł, do którego przeczytania bardzo zachęcam nawet tych ciekawych pochodzenia angielskich słów w ogóle, bo można się z niego sporo dowiedzieć. 
Po prostu urzekający, ze względu na całą swoją stylistykę - na przykład język, którym posługiwali się niektórzy z bohaterów, a momentami sama Lyra, przypominał mi "dialekt" Hagrida. Zwyczajnie był naszpikowany niebanalnymi uproszczeniami i charyzmą. Poza tym zawsze myślałam, że magia jest bardziej magiczna w języku angielskim, niż w polskim. Każdy język ma swoje uroki.

Pod względem rodzaju swojej głębi, dzieło Pullmana przypomina mi Harry'ego Pottera - możliwe, że przez niektóre ze swoich motywów, takich jak dziecko bez rodziców, wyjątkowa osoba podążająca za swoim przeznaczeniem, czy więzienie, z którego nikt nie wychodzi... choć, dla jasności fanów chłopca z blizną, „Northern Lights” została wydana wcześniej, nie było to żadne powielenie, a zresztą moja uwaga nie jest nawet porównaniem. W pewnej sferze, te książki kojarzą mi się ze sobą, ale obie stanowią zupełnie inne światy.

Ta utkana pod światłami zorzy polarnej książka jest pełna niebezpieczeństw i wyjątkowych pomysłów, wciągająca i potrafiąca zaczarować, a czasem ściskająca serce. Długo można by pisać o charakterze Lyry, jak i elementach składających się na samą powieść, ale mam nadzieję, że sięgniecie po ten świat zamknięty w kartkach i sami się przekonacie, dlaczego miasto ukryte wśród Aurory stało się kwestią tylu konfliktów, i poznacie ludzi, którzy swoją duszę noszą przy sobie, a nie w sobie...


„The other girls went on talking, but Lyra and Patalaimon nestled down deep in the bed and tried to get warm, knowing that for hundreds of miles, all around her little bed, there was nothing but fear.”
 


Philip Pullman to angielski powieściopisarz. W 2008 roku magazyn The Times zawarł go wśród listy "50 greatest British writers since 1945". W 1995 roku „Northern Lights” została nagrodzona
Carnegie Medal, za bycie wyróżniająca się angielską książką dla dzieci. Pisarz okazjonalnie pisze o edukacji dla The Guardian. Fan Williama Blake'a, przyczynił się do postawienia mu pomnika w hrabstwie Sussex.



rok wydania: 1995. egzemplarz wydany przez wydawnictwo Scholastic. liczba stron: 397 + pierwszy rozdział drugiego tomu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz