Wątki związane z chorobami, związkami zaistniałymi w młodości, czy problemami w rodzinie i życiu młodego człowieka - one często pojawiają się w obyczajówkach, skierowanych do nastolatków. Można z nich stworzyć powieść poruszającą, można wnieść do tego gatunku coś świeżego. Ale można też być jak zacięta płyta, która tylko powtarza to, co już wcześniej usłyszeliśmy. I „Art and Soul” trochę w sobie z takiej płyty ma... Czy jednak należy tę książkę spisywać na straty?
,,A person who never truly lost themselves could never truly find themselves either.Art was everything right and wrong in the world. It understood what words couldn't say."
„Art and Soul” to historia dwojga młodych, poznających się w wieku kilkunastu lat ludzi. Żeńska bohaterka ma problem, ponieważ przez podjęcie złej decyzji musi sama poradzić sobie z ciężarem życia kiełkującego w jej brzuchu i przyszłością z nim związanego. Bohater męski też ma problem, ponieważ jako siedemnastolatek musi zdecydować pomiędzy pozostaniem z jednym z dwojga rodziców, podczas kiedy obojga trawi choroba. Można się domyślić, że zamysł książki jest taki, że bohaterowie mają się wzajemnie ze swoich problemów uzdrowić. Co takiego jest z tą historią nie tak, jak być powinno?
Rozpoczęcie
akcji książki młodzieżowej od momentu pójścia bohaterów do szkoły to
bardzo szablonowe posunięcie. Do tego dochodzą zachowania społeczności szkolnej, które są najzwyczajniej stereotypowe, często nieuzasadnione.
Jeden
z bohaterów, dopiero będąc w ostatniej klasie liceum, trafia do szkoły,
wcześniej uczył się w domu. Oczywiście placówka edukacyjna okazuje się być takim
piekłem, jak przedstawiały to filmy. Fragmenty tego dotyczące to jakby kalki z innej
powieści tego samego gatunku, książki „Hopeless” autorstwa Colleen Hoover. Inne
elementy, które 'już gdzieś widzieliśmy', to sposób na zapoznanie ze
sobą głównych bohaterów - praca nad wspólnym projektem szkolnym. Wygląda
to jak „Wszystkie jasne miejsca” Jennifer Niven. Ta powieść wydana
została jednak tylko kilka miesięcy wcześniej od recenzowanej, trudno tu
więc mówić o możliwości inspirowania się.
Mimo
to wyraźnie widać, że Brittainy C. Cherry po prostu nie jest oryginalną
postacią na arenie gatunku Young Adult. Szczególnie jeśli spojrzymy na
jej styl pisania, który idealnie wpisuje się we wzór stosowany przez,
mam wrażenie, większość amerykańskiej piszącej populacji. Bo kiedy myślę o amerykańskiej romantycznej i obyczajowej literaturze współczesnej, wydaje mi się, że pisarzom odgórnie się mówi, aby napisali książkę taką, jak wszystkie inne.
Co to oznacza u tej konkretnej autorki?
Między innymi bezustanne tworzenie wypowiedzi poprzez powtarzanie
pierwszych słów zdania poprzedzającego:
„My anger with Mom. My anger with cancer. My anger with life.”„Maybe this time would be different. Maybe this time, the medicine and treatment would work.”„He tried to be good. He tried to protect the ones he loved.”„We kissed with the fear. We kissed with the anger. We kissed with everything we had inside of us. And then we kissed some more.”
Choć rozumiem, jakie uczucia ma wywołać u odbiorcy takie układanie zdań, lekko to męczy przy spotykaniu tego na każdej stronie.
W przykazaniach pisarza jest za to zapisane, że jeśli ktoś zachowuje się nielogicznie, narrator lub bohater książki musi to zauważyć. A ja mam wrażenie, że nie widzi tego nawet autorka książki, i w tym cały szkopuł.
„Maybe it's okay to no longer be the person we thought we were meant to be. Maybe it's okay to just be who we are now and accept that.”
Ogólnie, w historii przez pisarkę wykreowanej, każda strona jest kumulacją wszystkiego, co najgorsze człowieka może w życiu spotkać, bo bez tego autorka by silniejszych emocji w czytelniku wywołać nie potrafiła.
Jednak w powieści Brittainy C. Cherry jest pewien element, który spodoba się prawdopodobnie wszystkim, którzy zdecydują się ją pprzeczytać. Jedną rzecz opisała ładnie i nienachalnie - miłość rodzącą się między bohaterami. Ich relacja płynie wolno, rozwija się z biegiem wydarzeń, i chociaż, jak w każdej powieści Young Adult, są tu żenujące wstawki o mięknących kolanach (bo oczy głównego bohatera są tak! piękne!), to całokształt tego wątku pozostawia ciepło w sercu.
Ważnym elementem książki miała być sztuka, ale, czemu mnie to nie dziwi, Coś nie wyszło. Po przeczytaniu 20 stron „Śmierci Komandora” Harukiego Murakamiego dowiedziałam się o sztuce więcej, niż z całej „Art and Soul”.
W dodatku męski bohater podobno kocha słowa, w wielu miejscach nam o tym się przypomina, tylko że ten chłopak używa tak prostego języka, że z jego codziennej lektury słownika ewidentnie nic nie wynika. Zatrważające było to, że główni bohaterowie, których pasje są jednoznacznie związane z kulturą, nie wiedzieli, kim był Marek Aureliusz.
Uczcijmy Wiedzę Powszechną minutą ciszy.
Miłe było jednak obserwowanie, jaki sztuka miała wpływ na proces dorastania obojga bohaterów.
Wiele złego można o tej książce powiedzieć, jednak kiedy po nią sięgnęłam, miałam ochotę przeczytać coś lekkiego, i powieść Cherry była dokładnie tym, czego się spodziewałam. Niedociągnięcia są jednak w moich oczach nie do odpuszczenia.
Nie porównuję jej do innej książki pisarki, „Kochając pana Danielsa”, ponieważ zbyt wiele czasu minęło pomiędzy przeczytaniem jednej a drugiej powieści, i moje wrażenia są zatarte. Wiem natomiast, że „Kochając pana Danielsa” wplotło chociaż Shakespeare'a do bibliotek bohaterów, a tutaj - tylko ten nieszczęsny Marek Aureliusz.
Jeśli kochacie opowieści z tego gatunku, szukacie książki, która otuli Was ciepłem, pewnie będziecie zadowoleni. Ja jednak nie widzę powodu, żeby otaczać się takimi powieściami, kiedy możemy sięgnąć po coś, co będzie chociaż dopracowane.
Jako czytelnicy - nie pozwólmy, aby książki, którym brakuje sensu, stały się literackim standardem.
Brittainy C. Cherry to amerykańska pisarka. Jej pierwsza książka to „The space in between”, wydana w 2013 roku. Bardzo ciepła postać - na mnie sprawia wrażenie osoby, której nie da się nie polubić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz