poniedziałek, 31 grudnia 2018

„W jak głęboką samotność może człowieka wpędzić prawda” - „Śmierć Komandora. Pojawia się idea.”, Haruki Murakami. Recenzja

recenzje książek
W swojej pierwszej od pięciu lat powieści, Haruki Murakami zwyczajowo zabiera się za temat wyobcowania. Jego bohater to artysta, którego spotyka samotność, ale razem z nią pojawiają się w jego życiu wydarzenia niezwykłe.



 „By zniwelować gwałtowny strach czy cierpienie, albo przynajmniej je złagodzić, mobilizuje w pełni wszystkie uczucia i zmysłowe doznania, które ma akurat pod ręką. Tak samo tam, gdzie jest pożar, zanosi się wszystko co tylko można napełnić wodą.”

Jakbyście się czuli, mieszkając w domu legendy, człowieka, którego postać jest Wam równie bliska, co obca? Gdybyście zaczęli się obawiać, że Wasze losy potoczą się podobnie jak te nieszczęśnika z fikcji literackiej? A gdybyście mieli w domu ważny obraz niewiadomego znaczenia?
Całkiem sporo tych zagadek jak na jedną książkę...

Murakami to pisarz, który do perfekcji opanował piękne opisywanie codzienności. W pierwszym tomie „Śmierci Komandora” wprowadza nas w otoczenie japońskich gór i malarstwa, przeplata to muzyką operową i europejską kulturą, opowiadając nam życie postaci tylko z pozoru wiodącej spokojne, przyjemne życie. W rzeczywistości jest to historia tchnąca samotnością, ale też nadziejami, które pozostają w zawieszeniu; myślami na temat tego, czy człowiek nie jest przypadkiem tylko stertą prochu; odzwierciedleniem uczuć każdego wrażliwego człowieka, który oddali się na chwilę od serca społeczności, czyli miasta.


 „Można to porównać do trzęsienia ziemi powstającego głęboko na dnie morza. To świat ukryty przed ludzkim wzrokiem, nie dociera do niego światło słoneczne, innymi słowy, wielka zmiana ma miejsce na wewnętrznym terenie podświadomości. Jej efekty docierają na powierzchnię, wywołując reakcję łańcuchową i w końcu przyjmują widoczną dla nas formę.”


Niezwykle ważny aspekt tej powieści stanowi wnikliwa analiza procesu twórczego. Z racji tego, że główny bohater jest portrecistą, skupia się ona na malarstwie. Czytając o pracy mężczyzny odnosiłam wrażenie, jakby Murakami sam całe życie spędził przy płótnie - widocznym więc jest, jak wiele pracy autor włożył w odpowiednią kreację bohaterów. Nie dostajemy tylko powierzchownych informacji pokroju 'on lubił malować od zawsze, to był jego talent, który wszyscy zawsze dostrzegali' jak to było na przykład w „Art and Soul” i wielu innych powieściach, w których sztuka występowała tylko teoretycznie i pewnie na tylnej okładce. „Śmierć Komandora” to wszystkie oblicza życia artysty. Niechęć innych do jego pracy, czasem brak możliwości aby malować to, co się pragnie i rzeczywisty proces pracy malarza to istotne części tej powieści.

Przedstawiona tu historia toczy się z początku wolno, ale później coraz bardziej nabiera tempa. Rzeczywistość zaczyna mieszać się z fikcją, co przez krótki moment nawet sprawiło na mnie wrażenie, jakby za tekst wziął się jakiś mało doświadczony w pisaniu Japończyk udający Neila Gaimana. Bo choć elementy nierzeczywiste uznaje się za nieodłączną część pisarstwa Murakamiego, według mnie to z tymi emocjonalnymi warstwami autor radzi sobie najlepiej. Nieprzyzwoicie wręcz dobrze.

W dzisiejszym tekście nie będzie podsumowania emocji i refleksji, jakie towarzyszyły mi w czasie lektury, ponieważ mowa tu jedynie o pierwszym tomie powieści, którą w Polsce rozdzielono na dwie osobne książki. Jednak po jej skończeniu od razu sięgnęłam po drugą, bo zbyt się związałam z opowieścią, aby móc przerwać ją jakąś inną - niech to póki co pozostanie moją rekomendacją.





 Haruki Murakami to japoński pisarz, eseista, i tłumacz amerykańskiej literatury. Zanim został pisarzem, prowadził jazzowy klub w Tokio. Impulsem do napisania książki był dla niego mecz bejsbolowy. Pierwszą napisał w wieku 30 lat na kuchennym stole, po pracy w barze. Kiedy ,,Słuchaj pieśni wiatru" wygrało pierwsze miejsce w literackim konkursie, Haruki zajął się pisaniem na poważnie. Regularnie bierze udział w maratonach. Według The Paris Review, Murakami uważa pisanie i muzykę za wewnętrzną podróż. Pragnął zostać muzykiem, jednak nie potrafił grać na żadnym z instrumentów, i jak można się domyślić, stanowiło to pewną przeszkodę.


liczba stron: 473. Książka wydana przez wydawnictwo Muza w 2018 roku. tłumaczenie:  Anna Zielińska-Elliott. tytuł oryginału: Kichidanchogoroshi Daiichibu. Arawareru idea hen

6 komentarzy:

  1. Słyszałam wile dobrego o tym autorze, może się skusze i sięgnę po jego książkę, może nawet po ten tytuł. Jak mnie wciągnie to sięgnę po drugą część i po kolejne książki. Jakoś po japońskich pisarzy jeszcze nie sięgałam do tej pory, to może być ciekawe doświadczenie :D
    Pozdrawiam i zapraszam w moje skromne progi ;)
    Justyna z http://wszystkococzytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że od Murakamiego warto zacząć czytanie japońskich pisarzy, bo w tych kręgach książki pisze się trochę innym stylem od tego, do którego przywykliśmy, i z naszej perspektywy niektóre zdają się być toporne. O Murakamim natomiast mówi się, że ma taki bardziej, jak to nazwać, amerykański styl. Z tego co słyszałam, inni japońscy pisarze nie chcą nawet o Murakamim mówić, bo jak dla nich jest zbyt dziwny.
      W wolnej chwili zajrzę na tę stronę :)

      Usuń
  2. Te publikacje też mam w planach. Będę sobie dawkować obcowanie z tak świetną literaturą :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również tak mam z tym pisarzem, muszę go sobie dawkować :)

      Usuń
  3. Murakami jest jednym z tych pisarzy, o których słyszę bardzo często. Recenzję jego twórczości bardzo chętnie czytam, jednak z nie do końca sprecyzowanych powodów, nigdy po żadną z tych książek nie sięgnęłam. Może wynika to z faktu, że moje życie ostatnio przyśpieszyło, a lektura powieści Murakamiego wymaga spokoju i czasu potrzebnego na przemyślenia. Dawno temu zaczytywałam się w książkach Jonathana Carolla, więc myślę że i styl Murakamiego przypadnie mi do gustu. Czy mogłabyś mi doradzić od jakiej powieści tego autora najlepiej zacząć? pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również mi to nazwisko migało w wielu miejscach, zanim po Murakamiego sięgnęłam i bardzo się zaprzyjaźniliśmy... To prawda, że jego powieści, choć mają lekkość, to nie przeczyta się ich na jednym tchu.
      A co do pierwszej książki, wiem że wielu czytelników mówi 'Murakamiego powinno się po pierwsze czytać to i to' i dla mnie to jest dziwne zjawisko. Richard Flangan na przykład co książka to się zmienia pod różnymi względami i w jego przypadku rozmawiałabym właśnie o tym, po co by sięgnąć żeby mieć dobry obraz tego, co tworzy. Ale Murakami? Jego dzieła różnią się lekko, ale zawsze widać wyraźnie, że za pisanymi słowami stoi zawsze ta jedna konkretna osoba. Dlatego według mnie kompletnie nie ma znaczenia, co wybierze się jako pierwsze. Nie ma w jego twórczości też nic ewidentnie słabszego. Powiedziałabym, abyś spojrzała na tematykę i według niej coś sobie dobrała...Jeszcze mogę dodać, że 'Kroniki ptaka nakrętacza' są podobno uznawane za jego najlepsze dzieło (choć sama go jeszcze nie znam), więc może właśnie to będzie ten właściwy wybór? :)

      Usuń