czwartek, 16 maja 2019

Myśli po „Gorzkich Godach” Romana Polańskiego

Często wydaje mi się, że ci, którzy nie mają absolutnej pewności, o czym mówią, kiedy mówią o kulturze, powinni milczeć. Fenomen tej myśli polega na tym, że jedynie w stosunku do siebie jestem taka surowa. Z tej surowości wywodziło się trwające we mnie wiele lat przeświadczenie, że pewnie nie powinnam pisać o książkach.
Tylko że do każdego z nas przychodzi kiedyś długo wyczekiwane dzieło wielkie. Kiedy do czynienia mamy z dziełami wielkimi, rozpiera nas ochota, żeby o nich mówić. Mówić przy herbacie, mówić w szkole, przemawiać ładnie, żartować, wyrażać poglądy, które zrodziły się w trakcie obcowania z tymi pracami. Nie da się milczeć o czymś, co wlało w nas właściwą tylko sobie wrażliwość, która następnie nas rozpiera.
Podobny obraz
żródło: Film - The AV Club

Może ktoś jeszcze pamięta początki tej strony i pierwszy post - recenzję „Ścieżek Północy”. Może ten ktoś jest nieświadomy, że właśnie przez tę powieść założyłam bloga. Bo książka Richarda Flanagana nie dawała się wyciszyć, wyłączyć, uspokoić, przestać pulsować. Nie dawała spokoju. Nie daje mi go nic, co robi na mnie wielkie wrażenie i przekazuje morze myśli.
Jedynie pozostawia po sobie słodko-gorzki smak, wspomnienie rozkoszy i świadomość, że w najbliższym czasie nie spotka mnie już nic tak dobrego.

Nie obejrzałam wszystkich ważnych i tych mniej ważnych filmów - stąd wywodzą się moje rozterki. Być może ja jestem taka rozterkowa, a może te uczucia to symptom choroby współczesnego świata. Może Wam również jest niespokojnie z myślą, że w tylu miejscach jeszcze nie byliście, i że tyle rzeczy wciąż czeka za rogiem, abyście ich doświadczyli. Skoro tyle się jeszcze nie przydarzyło, to co możecie wiedzieć o życiu?

Ale w niektórych chwilach mam strażnika od takich rozterek, który zamiast broni ma myśl o ładnym brzmieniu: Wypowiedź na temat filmu kogoś, do kogo głęboko on przemówił, wydaje się być istotniejsza od głosu krytyka z prawdziwego zdarzenia. W dodatku wypowiadając głośno przemyślenia na temat sztuki, w większym stopniu stajemy się jej uczestnikami, sztuka przygarnia nas do siebie i z czasem pozwala się opisywać coraz to bardziej trafnymi określeniami. Bez działania nie ma możliwości wygranej, a bez pisania o sztuce nie można mieć perspektyw na umiejętne wypowiadanie się o niej w przyszłości. 

Podobny obraz
źródło: imdb.com

„Gorzkie Gody”, stworzone na podstawie powieści francuskiego pisarza Pascala Brucknera, utkane są przede wszystkim z silnych emocji, jakie towarzyszą dwojgu ludzi w ich relacji, a które wylewają się również na widza. Paryż, miasto dawnych mistrzów pisarstwa i miłości, staje się miejscem tętniącym uczuciem pary, która poprzez realizowanie seksualnych fantazji chce dosięgnąć gwiazd. Oglądanie „Gorzkich Godów” to możliwość wejrzenia w tę wędrówkę, przeżycia jej z uśmiechem... Bo trudno inaczej zareagować na ekscentryczne zachowania bohaterów. Zaraz za tymi scenami czekają jednak kolejne, takie do oglądania ze łzami na policzkach.
To niełatwy film dający się prosto opisać - przedstawia historię relacji, która jest silna z tego samego powodu, z którego jest trudna do zniesienia. Bohaterowie nie wychodzą z niej tylko z ranami na sercach. Ciosy, które sobie zadają, pozostawiają trwałe ślady. Od tego zresztą zaczyna swoją narrację grany przez Petera Coyote'a niepełnosprawny Oskar - aby wyjaśnić poznanemu na statku Brytyjczykowi (Hugh Grant) powód, dla którego resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim, zaczyna opowieść od momentu zobaczenia po raz pierwszy ukochanej Mimi (Emmanuelle Seigner).
Nowo poznany mężczyzna przysłuchuje się tej historii, coraz wyraźniej dostrzegając, że jego własny związek z żoną, w porównaniu do barwych opowieści niedoszłego pisarza, jest niezwykle nudny.

Gorzkie Gody, czyli historia o raju i upadku.


Dzieło Polańskiego to wybrzmiewający głośno cudo-film, przy okazji którego przypomina mi się, że kiedy jakaś praca mi się aż tak nie spodoba, w ogóle nie mam ochoty o niej pisać. Za to kiedy przedstawi się nam coś idealnego, myślimy sobie idealistycznie „Ja nigdy nie chcę już obejrzeć niczego mniej dobrego niż to”. To ja też sobie teraz myślę „Nie chcę już pisać o niczym gorszym od tego”.
Tak się oczywiście nie stanie, ale dajcie mi żyć chwilą rozkoszy, podarowaną nam przez twórców cudo-twórców, takich jak pan Roman Polański. 

Znalezione obrazy dla zapytania bitter moon
źródło: Program TV
Niektórzy twórcy: Roman Polański, Gérard Brach, John Brownjohn, Peter Coyote, Emmanuelle Seigner, Hugh Grant, Kristin Scott Thomas, Victor Banerjee, Tonino Delli Colli, Hervé de Luze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz